Kiedy wszyscy już przeżuli ostatnie kęsy podwieczorku, przyszedł czas na zwyczajowy punkt zimowego programu w Melinie: codzienny Detektyw Murdoch. Tym razem oglądali ulubiony odcinek Ogi i Nori – “The Evil Eye of Egypt”. O klątwie mumii egipskiej królowej, która rzekomo zza światów wykańczała uczestników ekspedycji za to, że zakłócili jej spokój zabierając ją z miejsca spoczynku. Królowa miała zabrać się za to niezwykle metodycznie, dokładnie według wskazówek zawartych w klątwie. Zabójcą jednak okazał się jeden z uczestników, który całkiem niechcąco objadł się mandragorą i stracił kontakt z rzeczywistością. Ale, na koniec wpadł pod wóz strażacki, przypadkowo wypełniając ostatni punkt klątwy, więc widzowie mieli sposobność zetknąć się z dylematem, czy to przypadek, czy jednak … Ekipa w klątwy nie wierzy, rzecz jasna, chociaż, na miejscu królowej niejedna babka by się wkurzyła. Uwagę widzów przykuł taki dialog genialnego detektywa z ogromnie przystojną archeolog, Dr Iris Bajjali:
– Do you believe in a curse?
– I am a woman of science. Everything has an explanation. Though, there is a certain allure in the idea that the responsibility of choice is out of our control.
– Czy wierzy Pani w klątwę?
– Jestem człowiekiem nauki. Wszystko ma swoje wyjaśnienie. Chociaż, myśl, że odpowiedzialność za wybór jest poza naszą kontrolą jest trochę kusząca.
– No dobra, no. Zwalanie na klątwy egipskie jest słabe. Ponosimy odpowiedzialność za wybory, takie już okrutne prawo Natury. Ale ta obsesja, że człowiek jest kowalem swojego losu, nie ma rzeczy poza naszą kontrolą … – zazrzędziła Kinga.
– Oczywiście, że są rzeczy poza naszą kontrolą. Tak jakby większość. Jest szczęście i pech. Dobra i zła wola, oraz złośliwość rzeczy nieożywionych. I koło fortuny, które się też mandragory najadło i rozjeżdża wszystko jak się nadarzy. Większość rzeczy od nas nie zależy i nie wszystko jest możliwe – przytaknęła Greta.
– Nasz ulubieniec Eddie Izzard powiedział w jednym z wystąpień, że nie jest możliwe zjeść Himalaje. Zatem nie wszystko jest możliwe. Więc można wyluzować – dodał Błażej.
– Zastanawiam się, kto ma interes puszczać w obieg takie gadki szmadki.
– Ludzie, którzy albo cudem, albo sprytem unikają permanentnie i bezkarnie konsekwencji swoich rozmaitych działań. Albo jeszcze nie zdążyli wpaść w czarną dziurę, albo raczej już zapomnieli jak ostatnio wpadli i tkwili i kwilili jak pisklaki, żeby pomóc im się wydostać. Następnie ktoś ich wyciągnął na linie, bo nawet po drabinie bali się wyjść. Albo grzybów się objedli i dołączyli do proroków neofitów na festiwalu banałów. Powtarzają, że szczęście jest kwestią wyboru, a nie umieją nawet wybrać uczucia czy nastroju – orzekła chłodno Pandora.
– Ale konsekwencje zarówno własnych wyborów, jak i zupełnie niezależnych od nas zdarzeń owszem ponosimy, i to jest niesprawiedliwe. – zauważyła Greta lekko smętnie.
– Może to i niesprawiedliwe, – zgodziła się Oga – ale nie ma co się dąsać, bo szukanie sprawiedliwości na ogół tylko zabiera Czas. Czas, który można wykorzystać, żeby skupić się na tym, co jest od nas zależne:
perspektywa patrzenia,
wybór punktu siedzenia,
emocje i uczucia,
decyzja o wartościach do których dążysz,
jak zareagujesz w konkretnej sytuacji.
Noooo, i wyższy stopień wtajemniczenia – jak obrócić nowe okoliczności, zaskakujące, bądź niesprzyjające, na korzyści dla wszystkich. Do tego potrzebne jest to coś. I po to trzeba się udać do wnętrza, do serca ciemności.
– To coś?
– Takie miejsce, wieczne i niezmienne. Iskra. Praprzyczyna.
– I jak tam dotrzeć?
Błażej zasugerował:
– Czasem ludzie próbują odpowiedzieć na takie pytanie: kim jesteś bez umiejętności, zawodu, paczki przyjaciół, ról społecznych, przeszłości (!!??), zmarszczek, dokonań …
– No nikim. Tu, na Ziemi nikim, co za pytanie – powiedziała niecierpliwie Pandora. – Skomplikowanym organizmem wielokomórkowym. Do serca ciemności trzeba odbyć Podróż, zawsze tak było i będzie. Dzisiaj za mało starych bajek czytacie i ludzie podstawowych rzeczy nie wiedzą.
– No wiesz, zważywszy na to, co się stało z Kurtzem, po tym, jak się udał do serca afrykańskiej dżungli, to nic dziwnego, że taka podróż nikogo nie napawa optymizmem – zauważyła Kinga. – Albo Luke Skywalker. Kiedy pierwszy raz poleciał na Dagobah i wszedł do pieczary to też zwątpił, gdy symbolicznie uciął sobie łeb. Chociaż, Yoda go uprzedzał, ze znajdzie tam to, co sam ze sobą weźmie, a ten się uparł, że weźmie miecz świetlny.
– A ktoś powiedział, że ta Podróż napawa optymizmem? że Życie jest optymistyczne? Poszczuj go krasnalem ogrodowym.
– Luke w końcu odkrył to coś. Twórczą Moc w sobie. A Kurtz nie spotkał w dżungli żadnego Yody i kiła mogiła – powiedziała Greta w zamyśleniu.
– Czyli boimy się zajrzeć w siebie, bo możemy zobaczyć, jakie to z nas gagatki. Zdolne do tych wszystkich potworności, które nas przerażają u najbardziej bezwzględnych złoczyńców – zdiagnozował Edek.
– To mi się wydaje bardziej prawdopodobne, niż popularne przekonanie, że tyle tam mamy zapisanych bolesnych przeżyć, do których nie chcemy wracać – zgodziła się Oga. – Raczej nie chcemy obudzić tych ciemnych zamiarów, które te przeżycia rozkiełznały, a które potem musieliśmy przysypać popiołem.
– No cóż, ja mam jeszcze inną quasi-teorię quasi-konspiracyjną na ten temat. – wtrąciła Pandora. – Myślę, że to właśnie Twórcza Moc jest taka przerażająca. Pociąga za sobą Dorosłość i Wolność. To jest Przestrzeń, w której już nie można zrzec się Odpowiedzialności.
– Cholera, nie wiem czy to brzmi zachęcająco. A jak tam trafić? – zapytała Nori Ogę.
– Przede wszystkim, pomalutku i pod górkę. Po drodze przeżyć rozmaite przygody, dokonać czynów walecznych, poczuć dreszczyk emocji i zachwyt zmieniającym się krajobrazem, chociaż raz zesrać się ze strachu, zacisnąć pasa, skorzystać ze wskazówek, jakie po drodze są porozstawiane. Odróżnić Mędrców od leśnych dziadków, skorzystać z ich mądrości i podziękować. Ocenić i docenić ludzi wokół. Jak najmniej porównywać siebie i swoją Drogę z innymi. Zobaczyć z górki inną perspektywę i zrozumieć, że to co widzisz, to nie zawsze to co widzisz, tylko to co ci się akurat wydaje. Co kamyk milowy pamiętać o imprezie ze śpiewem, browarkiem i tańcami.
– Ludzie często twierdzą, że są otwarci, na zmiany, na nowe. Przecież przez jakiś czas najlepszym sposobem na wepchnięcie ludziom jakiegoś towaru było nadanie mu pozorów nowości. W rzeczywistości, jeżeli mamy przyznać, że coś nie jest takie jakie nam się wydaje, że nie na wszystko jest odpowiedź, to jest koniec świata. Utrata pewności to jak utrata gruntu pod nogami. Nasz niezrównany Dr Kępiński szukał rozwiązań dla ludzkiego nieszczęścia właśnie w radzeniu sobie z niepewnością – przypomniała Kinga.
– No właśnie, jechaliśmy kiedyś ze znajomymi kolejką górską i jeden kolega opowiadał dowcip, w którym góral opowiadał, jak jechał kolejką i w wagoniku się denko urwało. I to wystarczyło, żeby wszyscy obok nas pobledli i przykleili się do ścian – przypomniała sobie Greta. – Nawet, jeśli „zrobienie kroku nad przepaścią” to tylko metafora, to i tak zamienia ludzi w kamień.
– Niejaki Hawkins sprawę przedstawił dość dramatycznie: „Panie, ocal nas przed tymi, którzy znają odpowiedź [ … ] Zagubienie jest naszym ocaleniem. Dla tych, którzy są zdezorientowani jest jeszcze nadzieja. [ … ] Jeśli jesteś zdezorientowany, to znak, że wciąż jesteś wolny” – przypomniała sobie Oga.
– O, znalazł się prorok neofita. Lepiej uważać z tą szerzącą się fetyszyzacją szaleństwa – Pandora wtrąciła ostrzegawczo. – Każda utrata punktów oparcia powoduje stan nieustalony. Jest on nieunikniony, ale jego cechą immanentną jest przejściowość, ponieważ jest to stan niepożądany. Tu, na Ziemi, nie da się funkcjonować w stanie całkowitej niepewności przez długi czas, bo może być za późno na powrót do rzeczywistości. Ludzie uwielbiają wyskoczyć na mentalne wczasy, pomarzyć o życiu poza systemem i łamaniu zasad. Wyobrażać sobie, że rzeczywistość nie jest taka, jaka jest – i to jest warunkiem koniecznym uruchomienia sił twórczych. Ale potem czeka was powrót do domciu. Mogłabym udowodnić, że bez systemu nie przetrwacie nawet kilku dni, ale mi się nie chce. Możemy się do woli opierać tej myśli, ale jesteśmy jego częścią jak wszystko inne.
“We can’t impose our will on a system. We can listen to what the system tells us, and discover how its properties and our values can work together to bring forth something much better than could ever be produced by our will alone.”
Donella H. Meadows, ”Thinking in Systems: A Primer”
„Nie możemy narzucić naszej woli systemowi. Możemy słuchać tego, co ma nam do powiedzenia, i odkryć jak jego właściwości i nasze wartości mogą współdziałać razem, aby stworzyć coś o wiele lepszego niż mogłoby kiedykolwiek powstać li tylko dzięki naszej woli.”
– Inaczej mówiąc, możecie sobie korzystać z tej legendarnej Twórczej Mocy, ale w ramach, które określa system i w pajęczynie powiązań, tych widocznych i niewidocznych – ponuro podsumował Gluten.
– Ale można się nauczyć zgrabnie w nim poruszać. Spokojnie sobie kombinować, knuć i cierpliwie plany snuć – dorzucił niepoprawny optymista Placebo. – Pająk jest cierpliwy. Pająk fachowo porusza się po pajęczynie. Bądź jak pająk. 😀 😀
– To ja już bym wolała chyba zostać w tej dżungli … – zasmęciła Nori.
– He he … nawet w dżungli jesteś częścią systemu. Nie można uciec przed sobą. Mózg ci na to nie pozwoli, bo mózg uważa, że tylko w paczce można przeżyć. Tak, czy inak, to ma dość istotne implikacje dla pracy z ludźmi. Każdy człowiek, który przychodzi na spotkanie z coachingiem, czy terapią, ma wyjść w jednym kawałku, bo potem sam musi ogarnąć swoje życie, takie jakie jest. Jeśli się nie da, znaczy się, potrzebuje specjalistycznej opieki. Transformacja, jak to nazwa sama uprzejmie mówi, jest procesem przechodzenia z jednej formy w drugą. Z założenia formy te przenikają się, zanim druga z nich stanie się podstawą naszego działania. Taki proces zabierze czas, ale zapewni bezpieczeństwo.
– Ale wam się zawsze spieszy – wycedziła Pandora. – I permanentnie tracicie czas na szukanie najbardziej skutecznych metod, zamiast odwołać się do resztek zasobów dyscypliny, robić to, co jest pod ręką, możliwe do zrobienia. I krok po kroku zbliżać się do celu Podróży.
– No, jak z nauką angielskiego, skąd ja to znam – zgodziła się Oga. – Przecież musi być gdzieś ten mityczny, super łatwy i szybki sposób. Ten kwiat paproci wszystkich metod. Ten jeden legendarny obrzęd, rytuał, pendrive, który cudownie wszystko załatwi i potem już będzie błogo. I tak od jednego mentalnego orgazmu do kolejnego odcinka serialu „Jest takie plemię … , gdzieś jest, lecz nie wiadomo gdzieeee …”. Czyli w wiosce Gdzieś Tam robią to właśnie w taki sposób i żyją w krainie mlekiem i miodem płynącej. Jednym z popularnych sposobów na wsparcie jakiejś koncepcji dowodami jest odwoływanie się do miejsc, momentów w historii, postaci, które są na tyle mityczne lub egzotyczne, że możemy im przypisać dowolne atrybuty, bo i tak nikt tego nie sprawdzi.
To ja mam tu coś fajnego, i to jest chyba bardzo wiarygodne źródło. Torrey, lekarz psychiatra i antropolog, pisze w swojej wywrotowej książce „Czarownicy i psychiatrzy” o tym, jak rozmaite ludy na świecie postępują z ludźmi, którzy pobłądzili na różnych poziomach. A w szczególności wspólnoty, gdzie zdyscyplinowane ciało i umysł, oraz porządek na terytorium są niezbędne do przetrwania z dnia na dzień. Mnie zaintrygował fragment o Indianach z San Blas (archipelag u wybrzeży Panamy), którzy, wśród innych sposobów, mieli jeden ekstremalny pomysł, jak tu pomóc współplemieńcowi, który się zagubił w Podróży. Decyzją Rady starszych, chory miał dostać specyfik wywołujący drgawki (takie chemiczne elektrowstrząsy). Współplemieńcy wywozili go na pustą wyspę, dawali do wypicia mieszankę i zostawiali samego. Po trzech dniach przypływali po niego i podobno był zdrowy. Znaczy, chyba nie miał innego wyjścia.
Dwie ciekawe kwestie.
Jedna to taka, że, ostatecznie to człowiek sam musiał zrobić porządek ze sobą. Dla nas, oczywiście, pozostawianie potrzebującego człowieka samego jest nie do zaakceptowania, ale wyzdrowieć za niego nie możemy.
Druga kwestia. Wydaje się, że ekipa, do której chciał powrócić uznała go za zdrowego, gdy się ogarnął i był, w jakiś odgórnie określony sposób, przydatnym elementem społeczności, albo chociaż nie robił za dużo kłopotów. Coś na zasadzie – zgłodnieje, to wróci.
Pandora pokiwała głową.
– Nie ma się co łudzić. System ma swoje zdanie na temat ról jakie mamy odgrywać. Na każdy element systemu działają ogromne siły, mniej lub bardziej określone. Ale dobra wiadomość jest taka, że prawie zawsze można utrzymać Integralność i Odrębność przy zachowaniu odpowiedniej porcji Humoru i Dystansu.
“Any system was a straightjacket if you insisted on adhering to it so totally and humorlessly.”
Erica Jong, „Fear of Flying”
„Każdy system był kaftanem bezpieczeństwa, jeśli stosowano się do niego uparcie, całkowicie i bez poczucia humoru.”
– Wracając do Podróży tam i z powrotem. Według przepisu z bajek, trzeba było opuścić wioskę, wszystko, co było ważne, znajome i bliskie, wyruszyć w nieznane i po jakimś czasie wrócić z bagażem doświadczeń, najlepiej jakimiś łupami, bliznami i fajnymi opowieściami.
“It seems as if it is only through an experience of symbolic reality that man, vainly seeking his own “existence” and making a philosophy out of it, can find his way back to a world in which he is no longer a stranger.”
Carl Gustav Jung
„Wydaje się, że jedynie poprzez doświadczenie rzeczywistości symbolicznej, człowiek na próżno szukający istoty swego istnienia i robiący z tego filozofię, może powrócić do świata, gdzie już nie będzie kimś obcym.”
– Dobra wiadomość jest taka, że bez różnych kontrowersyjnych środków, nie ruszając się za bardzo z miejsca i bez śladów węglowych, Podróż odbywa się zwykle w wyobraźni, symbolicznie.
Pandora westchnęła i dodała wyniośle:
– No tak, ludzie sami tworzą rzeczywistość, której potem ani nie ogarniają ani nie potrafią opisać.
– Kurde, pojechałaś bez sensu jak hebel po betonie – odparowała Alex. – Jak ktoś przychodzi na świat, to wdeptuje w tę rzeczywistość jak w psie gówno na chodniku na wiosnę. Biedak ma jedynie jakieś automatyczne umiejętności i skłonności, i system uniwersalnych symbolów. Karolek wiedział, że rozumiemy ukryte treści i dlatego mają tak kolosalne znacznie.
– Chłopak miał też talent do formułowania zgrabnych i chwytliwych tekstów. Dlatego wszyscy wokół go na potęgę cytują, a ten się pewnie wkurza. Ale rozchodzi się o to, że opowiadanie bajek, historii, gawędziarstwo, śpiew, przez tysiąclecia były remedium na bóle egzystencjalne, tęsknotę za Ładem i Porządkiem w życiu, w głowie. Bo człowiek może znaleźć chwilę oddechu, poczuć ulgę, dystans, gdy będzie bohaterem, albo chociaż świadkiem innej historii, niż własna biografia, w której meandrach się pogubił.
Greta ziewnęła, przeciągnęła się i zaproponowała:
– Tak całkiem w temacie – może mały spacer w ciemnościach przed kolacją?
Ekipa poderwała się zbiorowo na nogi, wygrzebali wszystkie możliwe latarki i udali się na przechadzkę do lasu. Jeszcze przez chwilę słychać było Kingę i Ogę kłócące się o to, kto zgubił zapasowy klucz do bramki, a potem już tylko cisza i ciemność …
Gdyby cię ktoś spytał o scenariusz twojego życia, to jaką bajkę ci on przypomina?
Jaką rolę odgrywasz?
Z jaką postacią, najlepiej bajkową, możesz się utożsamić?
Jak byś opowiedziała swoją życiową historię?
Jakbyś ją określił? – przygoda, dramat, teatrzyk kukiełkowy, peplum, monster movie …
A fabuła kroniki Drzewa Rodzinnego?
A akcja filmu rozgrywająca się na twoim terytorium?
Jest tu parę fajnych rzeczy, z których możesz skorzystać, jeśli chcesz sobie odpowiedzieć na te pytania. Dobrej zabawy :] :] . Tylko pamiętaj, zawsze i niezmiennie wracasz potem do swojej rzeczywistości, więc wszystko na spokojnie, jak to mówią.
Źródełka i takie różne:
Carl Gustav Jung. “The Archetypes and the Collective Unconscious”.
Joseph Conrad, “Heart of Darkness”.
E. F. Torrey, „Czarownicy i psychiatrzy”, PIW, Warszawa 1981.
David R. Hawkins, „Technika uwalniania”, Virgo, Warszawa 2016.
Przekłady cytatów z obcych języków: Ekipa.