Przeszłość brzdąka od niechcenia

“I think we agree, the past is over.”
George W. Bush

„Chyba jesteśmy zgodni – przeszłość się skończyła.”

Jak w przypadku wszystkich buszyzmów, czyli krzaczorów, chyba możemy być zgodni, że na pewno coś pomylił. Zatem przeszłość się nie skończyła i nie skończy. Jest częścią naszej historii i wybrzmiewa lub chociaż pobrzdękuje w naszym teraz. Nic nowego. Jedyne, co możemy zrobić, to temat świadomie obczaić, usłyszeć jak ta przeszłość nam brzęczy w uchu i wybrać sobie przydatne wzory i rozwiązania, a inne odłożyć na półkę lub na kompost. Ale proste, no nie?
He, he he, he he he.

Chociaż, będzie prościej, jak się podejdzie do tego bez wszechobecnego dramatyzmu, grandiozy i ofiarowości. Jak mówił Karol Zafon, człowiek nie pochodzi od małpy, lecz od kury, bo uwielbiamy grzebać i rozgrzebywać. Ale właściwie to chyba kopać, więc to byłby kret europejski albo karczownik ziemnowodny. Ale nie bądźmy złośliwi, wszak szukanie jest częścią naszej natury. A poza tym, jak się komuś słabo dzieje i ziemia ucieka spod nóg, to naturalne, że chce się dokopać do przyczyn, żeby jakoś zaradzić nieszczęściu.
Kiedy człowiek już wystarczająco przeorał swoje życie, wymęczył bułę i nie zdołał znaleźć punktu zapalnego, idzie kopać dalej. I wtedy może zacząć studiować fascynującą historię swojego Drzewa Rodzinnego, aby odkryć na jakiej to gałęzi aktualnie zakwita. To znaczy, zacząć można dużo wcześniej, tylko zwykle dopiero na emeryturze ludzie znajdują czas i chęć na obczajanie swoich korzeni.

Drzewo

W czasie odtwarzania Drzewa warto notować ciekawe postacie i wątki: mezalianse, utracjusze, podróżnicy, szczęściarze, bohaterowie, przestępcy, wygnańcy, lekkoduchy, oraz pozornie mało znaczące epizody, ale przyciągające jakoś uwagę. W tym procesie można dostrzec zdumiewające zbiegi okoliczności, które nie muszą, ale mogą coś znaczyć: daty, imiona, wybór zawodu, wybór miejsca, zaskakująco powtarzające się wydarzenia. A potem dobrze jest przyjrzeć swoim wyborom i przygodom w życiu, i odpowiedzieć na pytanie, czy na pewno żyjesz po swojemu. Cokolwiek to znaczy, zresztą.

PG

Anne Schutzenberger, francuska psycholog i psychoterapeutka, poświęciła temu tematowi swoje życie zawodowe i ukuła pojęcie psychogenealogii. Poskładała do kupy dorobek wielu ludzi nauki, m.in., Jacoba Moreno, Josephine Hilgard, oraz swoje dziesiątki lat badań i doświadczeń w relacjach z pacjentami. Jacob Moreno był kolesiem hiper wszechstronnym, jego wkład w psychologię to między innymi: psychodrama, socjogram (atom społeczny), propagowanie terapii grupowej i pojęcia współświadomości i współpodświadomości rodzinnej i grupowej. Josephine Hilgard odkryła, że wiele epizodów psychotycznych u pacjentów występuje w rocznicę istotnych trudnych wydarzeń z życia przodków, dokładając dowodów na istnienie syndromu rocznicy.

Psychogenealogia zajmuje się przekazami międzypokoleniowymi i wyróżnia dwie główne grupki.
Przekaz intergeneracyjny odbywa się między dwoma pokoleniami, których członkowie się znają, świadomy i często werbalny.
Przekaz transgeneracyjny wlecze się przez wiele pokoleń. Są to ukryte informacje, niewypowiedziane na głos, albo nieprzekazywane otwarcie przy wszystkich.
Anne zainteresowała się w pewnym okresie koncepcją pól morficznych Sheldrake’a i uznała, że może to być wyjaśnienie, w jaki sposób funkcjonuje pamięć rodzinna i jak odbywa się przekaz.

Psychogenealogia utrzymuje, że nasi przodkowie zostawiają nam niechcąco w spadku zadania do wykonania. Są to jakieś niedomknięte dramatyczne przeżycia, niestrawione bolesne wydarzenia, nierozwiane tajemnice. Pozostają w pamięci Drzewa jako swego rodzaju engram (ślad w postaci biochemicznych zmian, który podobno w układzie nerwowym zostawia każde przeżycie). Przypominają one o sobie nawracającymi upierdliwymi niespodziankami typu choroby, tragiczne wydarzenia. Ażeby nam podpowiedzieć, o co, do licha, może chodzić, często uprzejmie przytrafiają się w rocznice tych wcześniejszych wydarzeń, których doświadczyli nasi przodkowie, żebyśmy mogli poszperać i je znaleźć. Czyli, podobny kontekst działa jak cyngiel i odpala podobny wzór.
Anne Schutzenberger podsumowała, że może to być uwarunkowane efektem Zeigarnik. Bluma Zeigarnik twierdziła, że mózg pamięta lepiej zadania niedokończone albo przerwane (w późniejszych badaniach efekt nie został potwierdzony, ale brzmi on bardzo prawdopodobnie). Czyli, Drzewo Rodzinne, zachowując w polu pamięci wszystkie przeżycia klanowe, będzie wracało do tych nieprzeżutych i nieprzetrawionych.

Ale, po jakie licho ktoś te zadania na siebie przyjmuje? Ponieważ każdą paczkę trzyma w kupie lojalność członków, to w Drzewie lojalność jest również istotnym spoiwem. Według PG to właśnie swoista lojalność rodowa powoduje, że kolejne pokolenia wypełniają role, o które się wcale świadomie nie prosiły.

Wgląd

I jak tu teraz zaorać to pole? Jak się urwać z choinki? Sposobem na wolność jest wgląd. Pomóc mogą takie narzędzia jak: psychodrama, drzewo, geneosocjogram, atom społeczny.

Psychodrama jest odgrywaniem różnych ról w improwizowanych sytuacjach.
Drzewo to najprostszy genogram, gdzie rysujemy członków klanu i oznaczamy jedynie więzi pokrewieństwa.
Geneosocjogram = genealogia + socjogram (schemat więzi i relacji). Mapka Drzewa, która dodatkowo zawiera komentarze: ważne wydarzenia, więzi uczuciowe, relacje w czasie i przestrzeni, role, itd.
Atom społeczny to mapa prezentująca nasze otoczenie. Na tej mapie wpisujemy bądź rysujemy wszystko, co dla nas ważne. Ludzie, zwierzaki, wydarzenia, rzeczy, nawet pojęcia. Następnie rozmieszczamy wszystkie te elementy według tego, co do nich czujemy. Bliżej, dalej, w rogu, itt.

Te ćwiczenia mogą się przydać każdemu. Jednak, jeżeli cierpisz na zaburzenia, lub czujesz jakikolwiek poważny dyskomfort czy niepokój w temacie Drzewa, rób je tylko w towarzystwie profesjonalnego psychoterapeuty.

PG i grandioza

Psychogenealogia bardzo mnie fascynuje. Jest to na razie dziedzina, którą traktuje się chyba po macoszemu, jednak terapeuci sięgają często po metody i narzędzia do pracy z Drzewem. Ale, parę rzeczy mnie trochę odchyla. Anne Schutzenberger wychowała się na Freudzie. Siggy był super zdolny i pomysłowy. Niemniej, dziś wielu psychologów twierdzi, że gdy spojrzeć na rozwój psychologii, to bardzo cieszy fakt, jak daleko odeszliśmy od Freuda. Mi nawet nie chodzi o to, że jemu się wszystko kojarzyło z cygarem, czy jakoś tak. Ale ta wszechobecna grandioza, traumowość i ofiarowość jest niekonstruktywna. Obwinianie Starych i jeszcze Starszych za wszystkie nieszczęścia tego świata. I przekonanie, że zrobienie wglądu jest wystarczającym krokiem do równowagi psychicznej. Super, jeśli się tak zadzieje, ale nie liczyłabym na to. Bardzo często w książkach Anne Schutzenberger pojawia się stwierdzenie – przepracować coś. Tylko ja tam żadnej pracy nie widzę. Męczenie buły i przeżuwanie tego samego pokarmu. Najfajniejsze są narzędzia, gdyż trzeba skupić uwagę na klarownym przedstawieniu sytuacji i mogą zawierać też w sobie element twórczy. Bo trzeba coś przedstawić graficznie. Ale to nie jest zwieńczenie dzieła, tylko początek.

Autorka zastrzega, i słusznie, żeby psychoterapię opartą na psychogenealogii prowadzili przygotowani psychoterapeuci. Ale praca z genealogią to nie tylko terapia. To po prostu część naszej Drogi. To, co kiedyś starszyzna przekazywała przy piecu kolejnym pokoleniom, nie musi być przedmiotem terapii w sterylnych warunkach gabinetu terapeuty. Poszukiwanie korzeni to naturalna potrzeba, a kronika rodzinna przyda się w każdym domu. Jeśli powrócimy do tradycji opowiadania historii Drzewa, to i do różnych ważnych sytuacji z przeszłości dotrzemy. I wtedy przyda się świadomość, że to nie nasze życie jest trudne, to Życie jest w ogóle trudne i każdemu lubi dowalić.

A może po swojemu?

Po licznych przemyśleniach, mam taką malowniczą wizję głównej idei psychogenealogii. Drzewo Rodzinne, zgodnie z efektem Zeigarnik, cierpi na permanentny zespół przeżuwania. Ten zespół fizycznie polega na cofaniu się z żołądka połkniętej porcji pokarmu. Czyli, pochodzimy też od krowy. Coś tam jest niedożute, niedotrawione i trzeba to znowu mielić. Może się mylę, ale mi tu bardziej pasowałby efekt Ovsiankiny, który polega na natrętnym przymusie dokończenia przerwanego zadania. W tym świetle Drzewo wydaje się być polem potężnych sił, w które jesteśmy uwikłani. Ale, w pewnym momencie Anne nawiązuje do pól morficznych Sheldrake’a, które są przecież silosami-bibliotekami pamięci zbiorowej. Nasz mózg / umysł czerpie sobie z nich wzory w taki sposób, jak potrafi. Więc może wcale nie jesteśmy skazani na załatwianie tych nie swoich spraw z poprzednich pokoleń. Ani na powtarzanie, ani nawet szukanie bez końca tych niekorzystnych wzorów. Dzieje się tak, bo po prostu nie ma nic lepszego w katalogu, w którym nasz mózg / umysł grzebie bez ładu i składu. Może najlepszą rzeczą jest tworzenie dla siebie nowych wzorów. A jeśli prawdą jest, że nasze mentalne przeżycia dokładają się do pamięci zbiorowej, to również tworzymy nowe wzory dla innych. Kuuuurdę, to by była Moc, no nie?
Może tak, może nie. Kto to wie? O tym w innym miejscu i czasie.
Na razie zapraszam do ćwiczeń, bo żeby wiedzieć, czego się chce, często trzeba się dowiedzieć, czego się nie chce.

Źródełka:
Anne Ancelin Schutzenberger, „Tajemnice przodków. Ukryty przekaz rodzinny”, Virgo, Wa-wa 2016
Anne Ancelin Schutzenberger, „Psychogenealogia w praktyce”, Virgo, Wa-wa 2017

Drzewa i pola