Tłumaczenia dzieł literackich to zawsze obszar ciekawy i nieprzewidywalny. Nie da się oddać i rymu, i rytmu, a jeszcze treść by było fajnie przekazać, albo i jaki niuans od czasu do czasu. Pewnego pięknego dnia w zeszłym stuleciu pojawiło się nowe tłumaczenie ”Winnie-the-Pooh”. Monika Adamczyk zapragnęła oddać nieco więcej uroku i charakteru oryginału, począwszy od imienia głównego bohatera i tak się narodziła „Fredzia Phi-Phi”. Fredzia, która oddaje więcej głębi pierwotnego dzieła, stanowi cenną alternatywę dla przekładu Ireny Tuwim i każdy może teraz wybrać coś dla siebie. Historię dla dzieci, do której się przyzwyczailiśmy przez dziesięciolecia, albo rzetelną robotę tłumaczeniową. I daj tu człowiekowi wolny wybór. Okazało się, że nowe profesjonalne tłumaczenie jest zagrożeniem dla … eee … nooo … nie wiem czego, ale oburzenie swoje wyrażali krytycy nie tylko w Polsce, ale i na świecie, nawet jeśli książki nie czytali, bo technicznie nie mogli. Język polski jest za trudny. Wnioskując z reakcji, można powiedzieć, że przekład Prof. Adamczyk niemalże zagroził ogólnoświatowemu porządkowi. A chodzi o to, że jakiekolwiek zjawisko, pomysł, jeden krok poza obowiązujący paradygmat w określonym kółku zainteresowań powoduje, że dorośli ludzie zachowują się gorzej niż dzieci, którym ktoś zabrał zabawkę.
– Kiedy słyszę, że tłumaczenie jest jak kobieta, albo piękne, albo wierne, to sobie myślę, oj panowie, co wy wiecie o kobietach – wtrąciła Greta przy okazji.
– W nieformalnych rozważaniach na temat psychologii ewolucyjnej z upodobaniem przytacza się wątek prehistorycznego mężczyzny myśliwego, który regularnie opuszczał domową jurtę i prehistoryczną żonę i wyruszał na polowanie. W czasie polowania przebywał długo poza domem, produkował duże ilości adrenaliny oraz odwiedzał inne gościnne jurty, które się po drodze nawinęły … Stąd też podobno u mężczyzn biologiczna potrzeba swobody i czasu dla siebie, oraz mniejsza skłonność do zachowania wierności. Hmm, ale mniejsza od czyjej? Bo w tych innych jurtach to co, króliki mieszkały? Mogę się ostatecznie zgodzić, że tłumaczenie jest jak kobieta … kropka – stwierdziła Kinga.
– A mi się marzy przekład Makbeta w wersji dla dzieci – rozrzewniła się Oga. – Nori przełożyła moje ulubione dwa fragmenty, trzy wiedźmy i wielki monolog Maka:
Kiedy znów się w trzy spotkamy
Piorunami porzucamy?
Jak to bum bum już przeminie,
Jak się cała armia zwinie.
Maka tu na wrzos zwabimy,
kaszę z mózgu mu zrobimy.
Bumtratata bumtratata
niech z kociołka dym ulata, bęc.
Jutro, jutro, jutro,
znowu będzie futro.
Nic już się nie zmienia,
wszystko bez znaczenia, bęc.
– Ekhm, ale tak właściwie to … eeee … zdaje się, że mieliśmy mówić o nauce – zauważył Smutas.
– No jak, prawie cały czas mówimy. O paradygmacie. SJP PWN tak podaje paradygmat: „przyjęty sposób widzenia rzeczywistości w danej dziedzinie, doktrynie itp.” Inaczej wzór, przykład, taka forma odlewnicza. A ja na to mam taki fragment Pana Staszka.
Był już, ale nie szkodzi.
„Nauka nie daje odpowiedzi na prawie żadne pytania. Nauka tylko zbliża nas rozmaitymi swoimi konstrukcjami hipotetycznymi do obrazu rzeczywistości, w takiej mierze, w jakiej do tego zdolne są umysły społecznie pracujących uczonych.
[…]
Wiedza i Wiara stanowią, jak gdyby, dwa skrajne bieguny pewnego spektrum, pewnego widma stanów i one są zawsze jakoś pomieszane. […] Większość czynów ludzkich, działalności ludzkiej odbywa się na terenie, w którym wiedza z wiarą jest przemieszana i bardzo często w sposób bardzo trudny do rozdzielenia. […] Zawsze można znaleźć w akcie wiary cos z wiedzy, i w akcie wiedzy coś z wiary.”
Stanisław Lem, wywiad
Smutas postanowił wprowadzić nieco powagi do dyskusji.
– Eeeem …nauka musi mieć swoją metodologię. Każda hipoteza jest testowana według określonego powtarzalnego planu, wyniki muszą być weryfikowane, jasne i zrozumiałe dla innych badaczy. Zwykle musi upłynąć określony czas zanim można potwierdzić albo zmodyfikować jakieś twierdzenie. Nie może być inaczej. Na tych wnioskach opierają się potem dalsze działania w różnych newralgicznych obszarach życia.
– Które nie mogą polegać na nie popartym niczym przekonaniu, wyobrażeniu i nieodpartym wrażeniu. Na przykład, na pasjansach i sygnałach z kosmicznego eteru – Edek nie mógł się powstrzymać od złośliwości.
Dziewczyny nie dały się sprowokować.
– My tu mówimy o swobodnej dyskusji w miejsce obrzucania się paradygmatami. Skłonność do trzymania się schematów dotyczy absolutnie każdego, i tu jest pułapka. Najmniejsza sugestia jakiejkolwiek poprawki i ludzie myślą, że zawali się ich cały światopogląd, czyli będzie dziura w niebie, koniec świata, wyłączą prąd, nie będzie relacji z meczów ani programów kulinarnych – podsumowała Alex. – Jak już mówimy o nieodpartych wrażeniach, to największe umysły miewały swoje wtopy. Od Pitagorasa, który jak legenda głosi nie mógł przyjąć do wiadomości liczb niewymiernych. Do ulubieńca całego wszechświata, Alberta, który się niesłusznie czepiał fizyki kwantowej, ale o co chodzi, to już wiedzą tylko ci, co ją obmyślili, reszta udaje, że coś rozumie.
– A cała pozostała reszta z chęcią wykorzystuje ją w związku z tym do potwierdzenia każdego hysia, fisia i fiu-bździu jaki może przyjść do głowy, ale to już inna sprawa – dorzuciła Greta.
– Nauka jest częścią systemu, więc wskazane jest ograniczone zaufanie – przypomniała Kinga. – Dwa przykłady, żeby nie przynudzać. Grievance Studies Affair, czyli sprawa badań nad pretensjami. Była to prowokacja paczki trzech naukowców, która miała ukazać intelektualną słabość badań w niektórych dziedzinach nauki. Czyli historia z cyklu: do baru wchodzą humanistka, matematyk i filozof, i piszą bzdurną pracę o absurdalnych tematach, którą potem drukują uznane pisma naukowe.
Dr Ben Goldacre, pogromca rozmaitych koncepcji naturalnej medycyny. Bardzo uprzejmie uwzględnił w swej krytyce niedoskonałości nauki, którą propaguje, co mu się liczy na duży plus. Wytyka mianowicie firmom farmaceutycznym nieprawidłowości w testowaniu leków i udostępnianiu danych, co powoduje, że lekarze i pacjenci nie mają pełnych informacji. Ale sytuacja jakoś drastycznie się nie zmienia.
– O, dobrze, że akurat o tym wspomniałaś, bo właśnie ostrożnie wchodzimy w bieliźnie na ziemię niczyją …
WTF? CJK? Czytaj kolejny odcinek …
Źródełka i takie różne:
„British Museum w posadach drży” – polski tytuł książki Davida Lodge’a.
SJP PWN https://sjp.pwn.pl, stąd regularnie szabrujemy fajne definicje.
Marek Penszko, „Protoplasta niewymierności”, Świat Nauki, wrzesień 2013.
Joe Rogan Experience #1191 – Peter Boghossian & James Lindsay.
Ben Goldacre: Battling Bad Science TED talk.